"Skąd się (nie) biorą dzieci?" Bianca-Beata Kotoro, Wiesław Sokoluk

Książka "Skąd się (nie) biorą dzieci?" była u nas w użyciu jakieś 2-3 lata temu. To poradnik dla rodziców, o tym jak rozmawiać z dziećmi o tytułowym temacie, ale i opowiadanie o dzidziusiu i psiątkach i tłumaczenie jak właściwie dochodzi do zapłodnienia.

W poradniku podkreślone jest, by używać zrozumiałego dla dzieci języka i metafor, jednocześnie wplatając w nie poprawne, naukowe nazwy części ciała i zachodzących w nim procesów. Cieszę się również, że wspomniane zostało o dziecięcej masturbacji jako normalnym etapie rozwoju. Instruktarz zawiera też przykładowe rozmowy z dziećmi w różnym wieku, o częściach ciała, menstruacji, biustonoszu, rodzeństwie i zapłodnieniu. I samemu poradnikowi niewiele mam do zarzucenia, chociaż coś zawsze znajdę ;)

Opowiadanie jest dość proste, dzieci są zaciekawione jak to się stało, że urodziły się psiątka i dzidziuś, skąd wzięły się w brzuchach swoich mam, rozmawiają ze sobą o tym, mają w planach zapytać rodziców.

Następnie jest opis zapłodnienia u roślin, zwierząt i u człowieka. No o właśnie, tu mam kilka uwag. Po pierwsze, zapłodnienie roślin i zwierząt jest opisane bardzo szczegółowo i uzupełnione anatomicznymi rysunkami, zapłodnienie człowieka zaś nie. Gdybym była dzieckiem, zrozumiała bym, że plemniki magicznie wskakują do pochwy z penisa w trakcie przytulania - w przypadku psów opisana jest penetracja, w przypadku ludzi - już nie.

Na plus oceniam wspomnienie o cesarskim cięciu i obrazki ilustrujące poród naturalny.

Nie podoba mi się nazywanie płodu dzidziusiem od samego początku - jeśli dbamy o poprawny język, to dbajmy o niego w każdym aspekcie. Dzidziusiem się jest po urodzeniu, nie przed, przed przyszła mama jest w ciąży a w brzuszku ma płód, i tak od początku sama tłumaczyłam to Nadzi.

Z bardzo osobistej perspektywy nie lubię nazw użytych w książce takich jak cipka czy srom (ze względu na jego dawne znaczenie: wstyd), sama używam słowa wulwa - łacińskiej nazwy anatomicznej zewnętrznych narządów płciowych.

Kolejny minus to przekazana informacja, iż każda kobieta musi nosić biustonosz - no nie, nie każda. Noszenie go bądź nie to wybór.

W temacie menstruacji wspomniano tylko o podpaskach, zupełnie pomijając równie popularne w użyciu tampony, majtki menstruacyjne czy kubeczek.

Czy polecam? Ogółem tak, nie jest to zła książka, ale z wyżej wspomnianymi uwagami. Choć domyślam się, że jest sporo od niej lepszych lektur, o tym, skąd się biorą dzieci.

Komentarze

Popularne posty

Lubimy czytać

Obserwatorzy

Translate

Łączna liczba wyświetleń