"Szkoła im. Św. Zgryzoty dla dziewcząt, kóz i zabłąkanych chłopców" Karen McCombie

Dani z dnia na dzień dowiaduje się, że jej mama wyjeżdża na Antarktydę badać pingwiny i ich sposób poruszania się, a ona sama trafi do szkoły z internatem, tym samym musząc zostawić swojego najlepszego przyjaciela, pasję i ukochaną babcię. Szkoła jest jednak zupełnie inna, niż spodziewała się Dani. Nie obowiązują w niej mundurki, nie ma zwykłych lekcji, dyrektorka nosi na głowie koronę z plastikowych łyżek, a maskotką szkoły jest koza. Czy Dani uda się odnaleźć w tym szalonym miejscu? Czy zaaklimatyzuje się wśród innych uczniów i uczennic? Czy jednak zrobić wszystko, by opuścić internat?


Książka ta jest kolejnym już moim łupem z biedronkowych wyprzedaży. Coraz bardziej warto zaglądać do tych sklepów, można w nich znaleźć całkiem przyjemne czytadła.
Szkoła im. Św. Zgryzi jest zupełnie odmienną placówkę edukacyjną od tych, które znamy na co dzień, zamiast normalnych lekcji dzieci uczą się tutaj sztuczek cyrkowych czy budowania domków na drzewie. Moim najbliższym skojarzeniem są oczywiście szkoły demokratyczne, które choć nie są tak absurdalne, dają dzieciom więcej możliwości wyrażania siebie i nauki na mniej konwencjonalne sposoby niż szkoły tradycyjne.
Dani, samotna, tęskniąca za domem i najbliższymi, ma problem by odnaleźć się w nowym miejscu. Odmienność ją przytłacza, a smutek i tęsknota nie pozwalają się zintegrować z nowym środowiskiem. Jednak na podstawie jej zachowań i transformacji autorka pokazuje i pozwala zrozumieć najmłodszym, że każdy i każda z nas jest na swój sposób dziwny_a, i tylko dzięki poznawaniu otoczenia i próbie zrozumienia innych możemy nawiązać z nimi więź. Nie wszystko musi być takie, jakie znamy do tej pory, by było dla nas odpowiednie, a zmiany nie muszą być na gorsze. Dla rodziców do zastanowienia się są metody nauczania, i model szkoły najbardziej wśród nas popularny. Czy aby na pewno jest on najlepszy?
Bardzo doceniam różnorodność bohaterów i bohaterek, chłopak z Japonii uczący się angielskiego na stanowisku recepcjonisty, uczeń jeżdżący na wózku, ciemnoskóre trojaczki, francuska nauczycielka. Pewnie nie jest to nic niezwykłego w miejscu powstania książki, w Polsce jednak wciąż potrzebujemy oswajać się z wielokulturowością i obecnością w naszej przestrzeni osób z niepełnosprawnością.

Książkę oczywiście polecam i dzieciom i rodzicom, bez względu na wiek, płeć czy cokolwiek innego:) Jest świetna!:)

Komentarze

Popularne posty

Lubimy czytać

Obserwatorzy

Translate

Łączna liczba wyświetleń