"Fruwające figurki" Adam Molenda

Artur, dyrektor szkoły, przykładny syn, mąż i ojciec, postanawia, na prośbę ojca, napisać doktorat, a pod wpływem żony i otoczenia, założyć własny biznes z nielubianymi przez siebie sąsiadami, korzystając z ich wpływów i znajomości. Jak zakończy się ta historia? Czy biznes przyniesie zamierzone zyski? Jak zmieni się życie bohatera?


Sama nie wiem czy książka ta pisana jest na poważnie, czy satyrycznie, choć wolałabym, by była to ta druga opcja. Artur, poukładany pan w okolicach trzydziestki (choć opis charakteru bardziej mówiłby o wieku ok 45lat), łatwo poddaje się wpływom otoczenia, ojca, żony, czy znajomych. Jego promotor narzuca mu temat seksu w dziełach literackich, dzięki czemu życie seksualne Artura rozkwita do ogromnych rozmiarów. Jaka naprawdę jest tego przyczyna, dowiecie się z lektury. Pan profesor traktujący wszystkie kobiety wokół jako obiekty seksualne wzbudził moje obrzydzenie. Żyłowie, para, która umie "się zakręcić" i wszędzie wyjść na swoje, też nie wzbudziła mojej sympatii, choć jest alegorią stereotypowych osób z klasy niższej, które to chciałyby "zarobić a się nie narobić". W lekturze występuje postać Hindusa handlującego nielegalnie zwierzętami, posługującego się językiem polskim w formie bliższej komuś z problemami z wymową niż obcokrajowcowi ("Tacy z tolbami duzymi przyjezdzają po bizuterię i te... bybeloty. A po ciuchy TIR-y z przycepami..."), plus stereotypy dotyczące mężczyzn z zagranicy, którym zależy tylko na seksie. Nie wiem jaki, poza ukrytym rasizmem, był cel ośmieszania obcokrajowców, no chyba, że wpisanie się w ich obraz istniejący w polskim społeczeństwie. Koneksje, załatwianie wszystkiego przez znajomości i pieniądze. Ocena kompetencji zawodowych poprzez stosunek do kościoła katolickiego i normatywne lub nie, życie seksualne, i jeszcze ten podział inteligencja versus robole i dorobkiewicze.

Nie wiem, jak traktować tą lekturę. Jeśli jest ona pisana na poważnie, to niczego gorszego w swoim życiu nie czytałam. Jeśli to satyra na polskie społeczeństwo, to i tak średnio udana, bo podparta krzywdzącymi stereotypami. Po raz kolejny u Adama Molendy znajdujemy archaiczny język, toporną budowę zdań, i czas akcji sprzed iluś lat, co zupełnie pozbawiło mnie przyjemności z czytania. Czy polecam? No nie wiem. Wątpię. Choć myślę, iż osobom w średnim wieku, chcącym pośmiać się z tych, którym w życiu, mimo dobrych chęci, jednak nie wyszło, książka może się spodobać. Miłośnikom kiepskiej satyry rodem z polskich kabaretów, również. Jeśli jednak szukacie czegoś lepszego, nie, nie polecam.

Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Akronim.

Komentarze

Popularne posty

Lubimy czytać

Obserwatorzy

Translate

Łączna liczba wyświetleń